"Bo w każdym z nas jest chaos i ład. Dobro i zło.
Ale nad tym można i trzeba zapanować
Trzeba się tego nauczyć" ~Yennefer z Vengerbergu
Natsu jak zwykle wpadł w wir walki. Nawet nie pozwolił mi zadać jakiegokolwiek ciosu, co tylko świadczyło o tym, że jego przeciwnicy nie był mocni.
Właśnie padł ostatni z dzisiejszej misji. Natsu patrzył na mnie rozbawiony.
- To ten? - zapytał podnosząc przytomnego jeszcze mężczyznę.
- To ten? - zapytał podnosząc przytomnego jeszcze mężczyznę.
- Momencik… - Zaczęłam grzebać w torebce w
poszukiwaniu karykatury naszego celu. Zaraz chwila… Po co mi w torebce
opakowanie balonów? Ech… Niektóre rzeczy chyba się tam magicznie pojawiają… -
Mam! No to zobaczmy… - Zaczęłam przyglądać się naszemu rabusiowi. - Włosy się
zgadzają, nos też. Oczy takie trochę nie takie, ale to on. Na pewno.
- No koleś, gadaj gdzieś schował te
klucze?! - krzyknął Natsu, a tamten aż podskoczył. Oblał się zimnym potem, ale
nic nie chciał powiedzieć. Patrzył się tylko tępo gdzieś na podłogę.
- Przeszukaj go.
- Dlaczego ja?! - zawołał zrozpaczony.
- Jesteś facetem. On też. Byłoby dziwne
gdybym ja zaczęła się do niego dobierać. - Zaśmiałam się. Najwyraźniej chyba
nie do końca zrozumiał co miałam na myśli, ale mimo to wziął się do pracy.
Kurtka pusta, koszula, spodnie i buty też.
- I co robimy? - zapytał Salamander robiąc
przy tym głupią minę.
- No jak to co? Dalej, dalej… -
poganiałam. - Została mu tylko bielizna. Poradzisz sobie.
- Nie będę jakiemuś obcemu typowi grzebał
w gaciach!
- Natsu… Posłuchaj… - zaczęłam spokojnie.
- Za wykonanie tej misji mamy 150 000 klejnotów. - Poczułam jak żyłka na mojej
głowie zaczęła pulsować. - Potrzebuje tych pieniędzy. Nie mam zamiaru spać pod
mostem, więc proszę cię: Nie dyskutuj tylko bierz się do roboty!! - krzyknęłam.
Może było to zbyt ostre ale nie miałam wyjścia. Mój czynsz za 70 000 klejnotów
sam się nie zapłaci. Na dodatek dzisiaj mam ostatni termin... A bardzo chciałam uniknąć bliskiego kontaktu z właścicielką...
Trochę szkoda mi się go zrobiło. Przybrał
minę pokrzywdzonego coś po mamrotał pod nosem i pochylił się nad tamtym mężczyzną. Może nie chce tego
robić bo jego męska duma ucierpi? No w sumie nie powinnam go zmuszać do takich
rzeczy.
- Natsu… Przepraszam…
- Nic się nie stało… Tylko zastanawiam
się, dlaczego wciąż tam mieszkasz, skoro możesz równie dobrze uzbierać sobie
trochę pieniędzy i kupić własny dom i więcej nie martwić się czynszem. - No w
sumie miał trochę racji. Ale jednak dalej miał dziecinne podejście.
- Domy wcale nie są takie tanie. To
mieszkanie co mam to była okazja. Jest blisko gildii, a jak na tą cenę
mieszkaniu nic nie brakuje. Poza tym zanim bym uzbierała pieniądze to by minęły
miesiące. Nie dam rady tak szybko uzbierać na przyzwoity dom. - Ten fakt był
trochę smutny. Praca jako mag nie zawsze jest taka kolorowa. Znaleźć łatwe
zadanie za dużą płacę to sukces. Czasami zdarza się nawet tak, że w ogóle nie
ma misji do zrobienia. Albo same misje rangi S. Co dziwne po Igrzyskach Magicznych do naszej gildii napływało bardzo dużo zleceń. A teraz? Minęło trochę czasu i może faktycznie ich liczba wzrosła, ale to nie są konkrety. Coraz częściej ludzie wieszali na tablicy jakieś żarty. Gray mi opowiadał, że jak pojechał na misję to nikogo nie było na miejscu i musiał wracać.
Natsu przybrał trochę speszoną minę.
Ciekawe o czym myślał...
- Wracajmy do pracy. - Jako iż żadne z nas
nie miało ochoty grzebać staremu facetowi w majtkach musieliśmy wymyślić inne
rozwiązanie.
- Może sam zaczniesz gadać hę? - chyba
coraz bardziej się niecierpliwił. - Odpowiadaj! - wrzasnął. Mężczyzna dalej go
ignorował.
- Nats…
- Odpowiadaj jak do ciebie mówię!!! -
przerwał mi i kopnął go w brzuch. Ten zakrztusił się krwią i wypluł z buzi
stożek śliny zabarwionej na mętnoczerwony.
- Patrz! - zawołałam wskazując na podłogę.
Między mieszanką krwi i śliny coś się błyszczało. - Klucz!
Popatrzyli zachwyceni. Faktycznie chował
klucz - nasz cel poszukiwań - w ustach. A więc to dlatego nic nie mówił...
- Ty go wyciągasz. - skwitował Salamander.
- To tylko krew i ślina, nic złego. -
Wyciągnęłam z torebki chusteczki i podniosłam klucz, delikatnie go wycierając.
Nie wyglądał jakoś niesamowicie, zwykły srebrny klucz.
- No to mamy zadanie wykonane!
- Teraz tylko wsiadamy w pociąg i do
właścicielki!
- O nie… - na samą myśl o pociągu zrobił
się zielony. Choroba lokomocyjna to musi być dla niego prawdziwe utrapienie.
Niestety magia Wendy już na niego nie działała i musiał sam sobie radzić.
Wyszliśmy na zewnątrz, gdzie było już
całkiem ciemno. Na niebie nawet nie było żadnej gwiazdy.
- Zanim dojedziemy to będzie już późna
noc. Udało ci się uniknąć podróży pociągiem - zaśmiałam się.
- Jakie szczęście! Ale w takim razie co
zrobimy?
- Możemy iść coś zjeść a później poszukamy
jakiegoś noclegu. - Uradowany chłopak zaraz wypatrzył z bardzo daleka
restaurację, do której się udaliśmy. Jego wyczulone i wyostrzone zmysły były
naprawdę przydatne. Po chwili siedzieliśmy już przy swoich stolikach czekając
na jedzenie. Natsu zamówił prawię połowę menu. Ja skusiłam się na małą porcję
ramen.
Przez czas kiedy ja jadłam swoją zupę on
zdążył zjeść wszystkie posiłki jakie zamówił. Zaczęłam się zastanawiać gdzie on
to wszystko mieści i jakim cudem nie tyje. Na dodatek jeszcze ma wyrzeźbiony
brzuch. Też bym tak chciała… Jeść i nie tyć...
Miła pani wskazała nam nasz pokój
noclegowy. Nic specjalnego, dwa pojedyncze szerokie łóżka, drzwi do łazienki i
wspólna szafa. Pierwsze co, to poleciałam do łazienki sprawdzić czy oferują wannę. Niestety… Prysznic.
Niestety to jedna z wad tanich mieszkań hotelowych. Zawiedziona wróciłam do
pokoju i rzuciłam się na łóżko.
- Nie idziesz się umyć? - zapytał
zdziwiony Natsu.
- Nie mają wanny…
- Wanna to nie wszystko. Nie wybrzydzaj.
- No wiem… Możesz iść pierwszy. - Wziął
bez zastanowienia swój ręcznik i ruszył do łazienki. Po chwili słyszałam szum
wody.
Opuścił łazienkę po dosłownie pięciu
minutach, wychodząc w samych bokserkach.
- Ubrałbyś się! - zawołałam. Popatrzył na
mnie zdziwiony trzymając szczoteczkę do zębów w ustach.
- Nie fsioem spotni* - wybełkotał. Już nie
miałam więcej sił go upominać, że nie mówi się, jak się coś trzyma w buzi.
Jednak miałam okazję podziwiać w prawie całej okazałości Natsu Dragneela. Jego
brzuch był idealnie umięśniony, miał silne ramiona i wyrzeźbione nogi, co było wynikiem wielu walk a może także... Trenował? W sumie
gdyby go tak postawić w muzeum obok greckich bogów, nikt nie zauważyłby, że nie
jest on bogiem. Ciało idealne. Tylko w głowie trochę… nie-idealnie.
- Na co tak patrzysz? Mam coś na brzuchu?
- nerwowo popatrzył na swój brzuch.
- Nie, tak tylko się zamyśliłam… - odpowiedziałam czując, jak na moje policzki wkrada się mały, piekący rumieniec.
- Aż tak bardzo nie możesz ode mnie oderwać wzroku? - zachichotał. Zmieszana, odwróciłam się przodem do swojej torby udając, że czegoś szukam.
- Nie, tak tylko się zamyśliłam… - odpowiedziałam czując, jak na moje policzki wkrada się mały, piekący rumieniec.
- Aż tak bardzo nie możesz ode mnie oderwać wzroku? - zachichotał. Zmieszana, odwróciłam się przodem do swojej torby udając, że czegoś szukam.
No nie… Nie, nie…
- Nie, niemożliwe… nie…
- Lucy, co się stało?
- Nie wzięłam piżamy… - odpowiedziałam
smutno. Jak mogłam zapomnieć o tak istotnej rzeczy?
- Masz - usłyszałam głos za sobą. Coś
miękkiego spadło mi na głowę. Poczułam tak dobrze znany mi zapach. - moja
koszulka.
- D-dziękuję… - Jak on świetnie pachnie!
Od razu pobiegłam do łazienki.
Po pół godzinie wyszłam w całkiem za dużej
koszulce.
- Ooo, pasuje ci! - zawołał radośnie. -
Ale jest mały problem.
- Jaki?
- Była tu przed chwilą gospodyni.
Powiedziała, że mają jakąś awarię i padło im ogrzewanie. Czyli za jakąś godzinę
będzie tutaj zimno. - Aż tak długo się przebierałam?
- Słucham?! Ale że jak? Przecież my
zamarzniemy!
- No tylko ty - wyszczerzył ząbki - mnie
tam jest zawsze gorąco! - zaczął się śmiać. Miałam ochotę mu przyłożyć. Ale co
racja to racja. Mag ognia. Smoczy Zabójca. Ciekawe jaką on ma temperaturę
ciała…
Chwilę później położyłam się spać. Ale i
tak nie za bardzo mogłam. Czułam jak powoli robi się coraz zimniej.
W końcu po pół
godzinie zrobiło się totalnie zimno. Kołdra i cienki koc nie trzymały ciepła.
Czułam jakbym zamarzała.
Wtem Natsu wstał ze swojego łózka,
podszedł do mojego i usiadł na kołdrze.
- Lucy, aż tak zimno? - zapytał ze
zmartwieniem.
- Ta-ak z-zimno-o nies-samowic-cie… -
jąkałam się nie ukrywając, że czuję jak szczękałam zębami.
I zrobił coś, czego się nie spodziewałam.
Położył się tuż obok, obejmując mnie. Czułam jak moje policzki pali żywy ogień.
- Natsu?!
- No co? Nie mogę pozwolić, żebyś
zamarzła, albo się przeziębiła. Z kim będę chodził na misje? - uśmiechnął się
szeroko. Od razu zrobiło mi się cieplej. Odpowiedziałam mu uśmiechem. Biło od
niego takie przyjemne ciepło… W którym można się zatopić i trwać po wieki. Chciałam go zrzucić, ale stwierdziłam, że gdybym to zrobiła to faktycznie bym zamarzła.
Moje policzki po raz kolejny spaliły
rumieńce. To miłe, że jednak się o mnie troszczył. Czułam się obok niego taka…
bezpieczna. Mogłam zasnąć spokojnie.
To szczęście mieć takiego przyjaciela. No
właśnie… Przyjaciela.
*Nie fsioem spotni -
nie wziąłem spodni
Ciąg dalszy nastąpi w II części rozdziału